piątek, 18 stycznia 2013

Nie lubimy gdy doskwierają nam różnego rodzaju potrzeby i braki


Potrzeby i niedostatki, które wiodą nas do Boga

Staramy się unikać złych emocji. Nie lubimy być smutni; nie lubimy, gdy doskwierają nam różnego rodzaju potrzeby i braki. Wszyscy poszukujemy spełnienia i szczęścia. Nasza kondycja przesycona jest pragnieniem pełni. Takimi zechciał nas Bóg i tak zostaliśmy stworzeni. Człowiek to ktoś, kto niezmiennie zmaga się z rożnego rodzaju niedostatkiem; to ktoś, kto ciągle pokonuje trudności, przezwycięża braki i wygląda w przyszłość, w której dostrzega wielką nadzieję pełni, zaspokojenia i szczęśliwości.

Byłoby fantastycznie — myślimy sobie — gdybyśmy nie mieli żadnych kłopotów, zmartwień i pilnych spraw, które domagają się załatwienia. Byłoby fantastycznie, gdybyśmy w jednym momencie zostali uwolnieni od codziennej krzątaniny, od potężnej lawiny obowiązków w domu, w pracy czy w szkole. Marzymy o stanie równowagi i spełnienia, a codzienność wciąż nie pozwala nam doświadczyć momentu wytchnienia. Ogrom obowiązków i brak czasu to podstawowy argument, który usprawiedliwia naszą nieobecność na modlitwie, nasz brak osobistej więzi z Bogiem. Sprawy duchowe odkładamy zawsze „na później”, ponieważ ważniejsze jest to, co „tu i teraz”.

Zbyt często zapominamy, że do Boga możemy przyjść zawsze, bez względu na to, czy jesteśmy wyczerpani kołowrotem codziennych obowiązków, czy też odprężeni po weekendzie spędzonym w górach. Co więcej, do Boga możemy przyjść również bez względu na to, czy jesteśmy przekonani o własnej świętości, czy też gnębi nas poczucie winy. Bóg czeka na nas niezmiennie. Powiem więcej — jest zupełnie inaczej, niż potocznie sądzimy, to znaczy: właśnie wtedy, gdy głęboko doświadczamy własnej niedoskonałości i gdy osobista relacja z Bogiem wydaje nam się nieosiągalna, Bóg wypatruje nas w sposób szczególnie intensywny tak, jak ewangeliczny ojciec wypatrywał syna marnotrawnego. Doświadczenie niemocy, paraliżu sił i wyczerpania powinno nas inspirować do poszukiwania oparcia w Bogu. Przekonanie o własnej samowystarczalności, zadufanie w sobie i rezygnacja z jakiejkolwiek pomocy to największy dramat, który skazuje nas na samotność, na irracjonalne zatrzaśnięcie w świecie własnego „ja”. Istotą tego dramatu jest fakt, że człowiek, polegając wyłącznie na samym sobie, całkowicie odrzuca Boga. Egocentryk to ktoś, kto nie potrzebuje Boga.

Dlaczego czas poświęcony modlitwie wydaje nam się czasem straconym? Skąd wynika nasze „skąpstwo” wobec czasu, który mielibyśmy poświęcić Bogu? Jednym z powodów, jak sądzę, jest właśnie przekonanie o tym, że sami damy sobie radę, że Bóg niewiele może pomóc. Tymczasem, to właśnie nasze problemy, kłopoty i niedomagania powinny być drogą wiodącą nas poprzez prośbę i potrzebę pomocy do żywej relacji z Bogiem. Prośba o pomoc zakłada określony brak i oczekiwanie na wsparcie, a zatem właśnie wtedy, gdy doświadczamy różnego rodzaju braków i niedoskonałości, powinniśmy ufnie zwracać się do Boga. Codzienne potrzeby, kłopoty i porażki z powodzeniem mogą się stać droga wiodącą nas do prawdziwej relacji z Bogiem. Gdybyśmy nie doświadczali braków, wówczas nie potrzebowalibyśmy niczego i nikogo, żylibyśmy w pojedynkę, każdy z nas na osobnej, niemal bezludnej wyspie. Potrzeba to pretekst, to okazja, by zwrócić się do kogoś o pomoc, by doświadczyć własnej ograniczoności i dzięki temu odkryć Boga jako źródła niewyczerpanej mocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz