poniedziałek, 31 stycznia 2011

Maryjo Tobie dziękuję za wszystko ...

Janina cierpiała na całkowity bezwład obu nóg. Nie mogła chodzić. 29 lat temu podczas modlitwy przed ikoną Czarnej Madonny nagle upuściła kule, stając o własnych siłach. Janina przyjeżdża na Jasną Górę w każdą rocznicę cudu by podziękować Matce Bożej za uzdrowienie.

Janina chorowała na stwardnienie rozsiane. Miała sparaliżowane nogi i poruszała się o kulach. Kobieta mieszkała w Tarnowie. Sama wychowywała dwójkę dzieci. Lekarze nie dawali jej szans na wyleczenie. Postanowiła przyjechać na Jasną Górę, bo przyśniła jej się Matka Boża.

- We śnie jak gdyby zaprosiła mnie do siebie, na Jasną Górę - opowiada Janina. W styczniu 1989 roku przyjechała do Częstochowy z sześcioletnią wówczas córeczką Ewą. - Byłyśmy wtedy na mszy św. w Kaplicy Matki Bożej odprawianej w prawej nawie przed Panem Jezusem cierniem ukoronowanym. Po mszy św posunęłam się o kulach przed Cudowny Obraz. I gdy dochodziłam do krat, zaczęła bić jasność od Cudownego Obrazu. Matka Najświętsza była w obrazie jak żywa! I zapraszała mnie: "Chodź do mnie, chodź do mnie, jeszcze bliżej ... " Podeszłam do barierek, oparłam się o nie i poczułam, że stoję na własnych nogach! Że jestem zdrowa! Chodzę do dziś.

Kule jako wotum dziękczynne zostały zawieszone na ścianie kaplicy. To uzdrowienie, którego doświadczyła Janina, jest wpisane do "Księgi Cudów i Łask".

Jest potwierdzone licznymi świadectwami lekarzy, a także wciąż żyjących świadków tego uzdrowienia - mówi Janina. Miała również przyznaną pierwszą grupę inwalidzką, a po kalectwie nie zostało ani śladu. Dwa lata po uzdrowieniu wybrała się w pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Przeszła ponad 300 kilometrów!

Janina przeżyła i drugi cud. Miała wypadek, podczas którego doszło u niej do przerwania nerwu wzrokowego. Mam dokumenty mówiące o tym, że jestem niewidoma-mówi Janina a przecież widzę. To wszystko dzięki Matce Bożej - dodaje uradowana kobieta.

Ojcowie z Paulini często podkreślają w homiliach, że w ciągu ponad 600 lat istnienia Jasnej Góry wielu ludzi doznało za przyczyną Matki Bożej łask, wśród których uzdrowienia na ciele są szczególnymi.

Janina

Swiadectwo Danuty

Pragnę złożyć świadectwo o cudownym uzdrowieniu mojej córeczki Mai Marii. Dziękuję Bogu Trójjedynemu za ocalenie życia i przywrócenie do zdrowia mojej córeczki. 19 grudnia 2005 r. w wieku 10 miesięcy Majka nagle zachorowała. Po trzech dniach lekarze postawili diagnozę - wirusowe zapalenie mózgu , zapadła w śpiączkę Z medycznego punktu widzenia nie miała szans na przeżycie.
22 grudnia 2005 r. Majeczka nieprzytomna , w stanie krytycznym została przewieziona do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie - Międzylesiu. Nastąpił obrzęk mózgu. W czasie tej jej drogi do Warszawy w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku była sprawowana Msza Św. z prośbą do Jezusa Miłosiernego o ocalenie życia i przywrócenie zdrowia mojej córeczce.
Jeszcze tego wieczoru 22 grudnia rozpoczęły nieustanną modlitwę w intencji Majki rzesze wiernych we Wspólnotach Odnowy w Duchu Św. w całej Polsce, jak również osoby spoza Wspólnoty - Siostry Zakonne z Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku modliły się i modlą o uzdrowienie Majki w Godzinie Miłosierdzia , Siostry Karmelitanki z Łodzi, O.Piotr Karmelita modlił się nieustannie przed Cudowną Figurą Matki Bożej Oborskiej. Kapłani sprawowali Msze Św. z prośbą o uzdrowienie Majki.
Majka obudziła się ze śpiączki po 8 długich dniach. Z dnia na dzień w zadziwiającym tempie wracała do zdrowia. Ku zdumieniu wszystkich, bo z medycznego punktu widzenia było to znów niewytłumaczalne 2,5 miesiąca od zachorowania Majka wróciła ze szpitala do domu.
Jest zdrowym, radosnym i szczęśliwym dzieckiem.
Dziękuję Jezusowi za tych wszystkich, którzy modlili i modlą się o pełny powrót do zdrowia Majeczki. Dziękuję Matce Bożej za niezawodne wstawiennictwo - tej Częstochowskiej, Medugorskiej, Oborskiej i tej z Lourdes -Danuta

Maja Maja

sobota, 22 stycznia 2011

Swiadectwo Marijanny Vasilj

Trwajcie w nieustającej modlitwie

Medziugorje

Marijana Vasilj, jedna z dwóch dziewcząt z Medziugorja obdarzonych darem lokucji. (zob. inf.)

Witam, Jestem Marijana Vasilj. Wraz z Jeleną otrzymałyśmy wewnętrzne widzenia od Matki Bożej. Jelena, po raz pierwszy otrzymała lokucje kiedy była w szkole. Słyszała wewnętrzny głos, w którego wierzyła, że jest głosem anioła. Anioł przemówił do niej ponownie i powiedział, aby przygotowywała się przez okres ponad trzech lat, podczas których będzie modliła się o usłyszenie głosu Matki Bożej. W grudniu 1982 roku pierwszy raz usłyszała Jej słowa. Pierwsze orędzie, które od Niej otrzymała było zaproszeniem do modlitwy. Matka Boża, poleciła jej również znalezienie innych, którzy chcieliby się z nią modlić. Na samym początku było nas sześćdziesięcioro; to byli bliscy Jeleny i przyjaciele, którzy rozpoczęli codzienną modlitwę. Ja po raz pierwszy usłyszałam głos Matki Bożej w marcu 1983 roku. Te objawienia, które otrzymujemy są zupełnie inne od tych, które mają widzący. Nie jesteśmy w stanie zobaczyć Jej fizycznie, co udaje się widzącym, ale słyszymy jedynie Jej głos. Mówimy, że jest to wewnętrzny głos, ale oczywiście nie możemy go porównywać z naszym własnym głosem. Porównujemy go z naszym wewnętrznym głosem, czymś co pochodzi z naszego serca. Możemy porównać ten głos z głosem naszego sumienia, ale nie możemy go kontrolować, i możemy słyszeć go jedynie kiedy się modlimy. W czasie kiedy Matka Boża mówi do nas, nie jesteśmy w stanie ekstazy tak jak widzący kiedy do nich przemawia, ale odczuwamy wewnętrzny pokój, wewnętrzną radość. Mówiąc o orędziach Matki Bożej, które przekazała mi oraz Jelenie, są one tymi samymi orędziami, które daje widzącym, ale oczywiście nigdy nie mówiła do nas o tajemnicach i przyszłości świata. Największą liczbą orędzi, które otrzymałyśmy od Gospy to orędzia skierowane do naszej grupy modlitewnej. Jedne z pierwszych orędzi Matki Bożej, dotyczyło Jej pragnienia stworzenia grupy modlitewnej z młodych ludzi, tutaj w naszej parafii Medziugorje. Jelena przekazała to orędzie księżom w parafii, i wspólnie z jednym księdzem stworzyliśmy grupę modlitewną, która na początku liczyła około sześćdziesięciu młodych mężczyzn i kobiet.

Na samym początku, Matka Boża postawiła specjalny warunek dla tych młodych ludzi, którzy weszli w skład grupy modlitewnej. Warunkiem było nieopuszczanie Medziugorja przez następne cztery lata. Chciała, aby wszyscy pozostali w Medziugorju do czasu zrozumienia tego, co powinni zrobić ze swoim życiem w przyszłości. Następnie, Matka Boża, dała nam okres jednego miesiąca przeznaczonego na modlitwę i medytacje, tak abyśmy mogli zdecydować czy jesteśmy w stanie spełnić Jej warunek pozostania w Medziugorju. Po upływie tego miesiąca, około dwudziestu młodych ludzi opuściło grupę modlitewną ponieważ nie byli oni w stanie wypełnić pragnienia Matki Bożej. Czterdzieścioro z nas rozpoczęło drogę, którą prowadziła nas Nasza Pani. Na samym początku, kiedy grupa modlitewna została utworzona, Matka Boża poprosiła nas, abyśmy odbywali cotygodniowe spotkania. Po pewnym czasie, poprosiła nas o organizowanie spotkań modlitewnych dwa, a później trzy razy w tygodniu. Również, przekazała nam, abyśmy modlili się sami a także w naszych rodzinach. Matka Boża powiedziała nam, że bardzo ważna jest modlitwa grupowa, której podstawą jest nasza rodzina. Wśród naszej grupy modlitewnej, dawała nam wskazówki dotyczące tego jak powinniśmy się modlić. Modlitwy, o które nas prosiła to: różaniec, spontaniczne modlitwy, czytanie Pisma świętego, medytacja, Wierzę w Boga, 7 Ojcze Nasz, Zdrowaś Maryjo oraz Chwała Ojcu po Mszy świętej. Chciała również, żebyśmy dyskutowali nad orędziami, które nam dawała i abyśmy dzielili się doświadczeniami, które otrzymywaliśmy. W wyjątkowy sposób, zapraszała nas do modlitwy spontanicznej i chciała, abyśmy każde spotkanie modlitewne rozpoczynali i kończyli taką właśnie modlitwą. Powiedziała nam, że modlitwa to nie tylko Ojcze Nasz, Zdrowaś Maryjo czy Chwała Ojcu, ale chciała abyśmy przemawiali z głębi naszych serc, wszystko to co w nich nosimy, aby było wyrażone w modlitwie spontanicznej. Gospa powiedziała, że takie spontaniczne modlitwy pomogą nam łatwiej otworzyć nasze serca na rozmowę z Bogiem. Na początku, prosiła nas abyśmy modlili się za swoje potrzeby i na koniec, abyśmy dziękowali Jej naszymi modlitwami. Często mówiła, że zbyt rzadko dziękujemy Bogu za wszystko czym nas obdarza, i pragnęła byśmy wyrażali te modlitwy dziękczynienia.

Te cztery lata spędzone razem w grupie modlitewnej, przy orędziach, które nam dawała, były dla nas okresem szkoły modlitwy. To nie była jedynie szkoła na te cztery lata ale na całe nasze życie. Poprzez te wszystkie orędzia, jakie Matka Boża nam dała, mogę wam powiedzieć, że chciała Ona nauczyć nas, że modlitwa staje się częścią nas samych i staje się częścią naszego życia. Po tych czterech latach, powiedziała nam, że ktokolwiek chciałby odejść czy opuścić grupę i zrozumiał drogę swojego powołania, może pozostawić grupę modlitewną. Połowa młodych ludzi odeszła, a druga połowa kontynuowała wspólną modlitwę. Po tej pierwotnej grupie modlitewnej, Matka Boża zaprosiła w wyjątkowy sposób pielgrzymów, szczególnie młodych ludzi, aby stworzyli grupy modlitewne i również do nich należeli.

Dziś, po blisko trzydziestu latach objawień Królowej pokoju, jest wiele grup modlitewnych, które powstały na całym świecie, a Matka Boża przekazała nam, że jest bardzo szczęśliwa z tego powodu. Zaprosiła nas również do tego byśmy nie ustawali w modlitwie. W orędziach, które dała mi oraz Jelenie, zawsze mówi, że jest szczęśliwa z powodu tych wszystkich ludzi, którzy przybyli do Medziugorja, a jeszcze bardziej jest radosna widząc tych, którzy zmielili swoje życie tu w Medziugorju. Nasza Pani zachęca wszystkich was pielgrzymi, abyście nie kończyli waszej pielgrzymki tutaj, ale najważniejsze jest dla was to by kontynuować ją będąc z powrotem w waszych domach, razem z przyjaciółmi i rodzinami, z całym doświadczeniem, które nabyliście i zaakceptowaliście w Medzigorju. Matka Boża, zaprasza także wszystkich was, abyście poprzez swoje życie byli przykładem dla innych ludzi, szczególnie dla tych, którzy się nie modlą, którzy nie wierzą. Mówi: "Przybyłam do Medziugorja nie tylko z powodu tego miejsca, ale z powodu całego świata". Chce ochronić wszystkich nas i pomóc nam na naszej drodze do nawrócenia, ale także pragnie abyśmy mieli otwarte serca. Jedynym sposobem na otwarcie naszych serc jest codzienna modlitwa, płynąca z niej radość; oznacza to, że należy postawić modlitwę na pierwszym miejscu w naszym życiu. Matka Boża mówi, że powinniśmy zrozumieć, iż modlitwa nie powinna być z przymusu, ale czymś co chcemy czynić. Jest koniecznością. Tylko przez modlitwę i z modlitwą, Bóg może dać nam wewnętrzny pokój, pokój w naszych sercach, a jest on tym czego wszyscy poszukujemy. Matka Boża mówi, że modlitwa jest jedyną drogą, którą możemy odmienić nasze serca, którą możemy zmienić nasze rodziny, jest jedynym sposobem, który może zmienić sytuację na całym świecie. Również, Matka Boża zaprasza nas do modlitwy z wiarą, nie tylko z mechanicznym powtarzaniem słów, ale do modlitwy z wiarą. Jeśli spojrzymy do tyłu na wszystkie orędzia, które nam dała przez prawie trzydzieści lat, możemy powiedzieć, że pierwszym i ostatnim orędziem jakie daje jest zaproszenie do modlitwy. Pielgrzymi często pytają nas, dlaczego Matka Boża wciąż powtarza to zaproszenie do modlitwy, dlaczego nie daje nowych orędzi. Ona mówi, że nie przyszła po to, aby dać nam coś nowego, ale, że przyszła jako Matka by pomóc tobie i twojej drodze nawrócenia. Możemy to tylko uczynić, kiedy całkowicie poddamy się Bogu, jeśli modlitwa stanie się częścią naszego życia, jak Matka Boża przekazała nam w grupie modlitewnej. Wiele razy przez orędzia, wspomina o czasie łaski. Zaprasza nas abyśmy nawracali się właśnie w tym czasie łaski, ponieważ pewnego dnia objawienia się skończą, a wówczas będzie już za późno. I do was pielgrzymi, mówi, że nie przybyliście do Medziugorja przez przypadek, ale, że wszyscy z was są zaproszeni do przybycia tutaj przez Nią. Dla każdego z was, jest ważne, abyście otworzyli serca na modlitwę, tak byście przez nią odkryli dlaczego zostaliście zaproszeni do Medziugorja. Matka Boża mówi, że poprzez Medziugorje, przez Jej objawienia i orędzia, pragnie zmieniać cały świat, chce pomóc nam na naszej drodze nawrócenia, i oczywiście my wszyscy możemy pomóc Jej naszymi modlitwami. Pierwszą rzeczą jaką powinniśmy zmienić jest nasze serce, i poprzez to powoli będziemy zmieniać nasze rodziny i cały świat. To jest najważniejsze co dała nam Królowa Pokoju i czym pragnę się z wami podzielić.

świadectwo zaczerpnięte ze strony: http://www.medjugorje.org.pl/

czwartek, 20 stycznia 2011

Płakałem ze szczęścia ...


medjugorje

Wywiad dla „Glasnika mira” przeprowadzony z ojcem Radkiem Mahačem, kapelanem z Czech, który w Medziugorju poczuł kapłańskie powołanie. Życie zgodne z orędziami Królowej Pokoju - mówi ksiądz Radek - jest drogą Jezusa Chrystusa, po której prowadzi nas Maryja.

Przygotował Krešo Šego

- Proszę o przedstawienie się naszym czytelnikom.

- Jestem ojciec Radek Mahač, pochodzę z Czech. Od trzech lat jestem księdzem, kapelanem w jednej parafii, a jeszcze przed dwudziestoma laty w ogóle nie byłem wierzący, byłem ateistą. Pierwszym, dużym krokiem w kierunku Boga i wiary był mój pierwszy przyjazd do Medziugorja w sierpniu 1995 roku. Dziś chce mi się śmiać, kiedy pomyślę wstecz, ale wtedy, dwadzieścia lat temu nie było mi do śmiechu, było mi bardzo ciężko. Chciałem się ożenić, znaleźć piękną kobietę, narzeczoną, ale żadna nie chciała się mną zainteresować. W 1995 roku poznałem pewną dziewczynę, która bardzo mi się podobała, otworzyłem przed nią serce i powiedziałem, że bardzo ją kocham, ale jej odpowiedź brzmiała: „Jesteś dobrym chłopakiem, ale do miłości potrzeba dwojga ludzi.” Chodziłem potem jakbym był bez duszy i muszę powiedzieć, że do dziś wszystko to wydaje mi się dziwne. Byłem bardzo smutny i myślałem, że już nigdy więcej się nie uśmiechnę. Pytałem Boga dlaczego mi to robi, dlaczego, co złego uczyniłem. Wpadłem w rozpacz, myślę jednak, że ważne było to, że nie przestałem rozmawiać z Bogiem. Powiedziałem wtedy Bogu: „Boże, może Ty chcesz, abym został księdzem?” Prosiłem Boga, aby uzdrowił moją duszę. Była to modlitwa zrozpaczonego człowieka, modlitwa która wypływała z serca, i Bóg odpowiedział na nią. I z wielu stron poczułem, że coś mnie ciągnie, a kierunkiem, w którym miałem pójść było Medziugorje.

- Co ksiądz wiedział wówczas o Medziugorju?

- O Medziugorju dowiedziałem się kilka lat wcześniej. Czytałem orędzia Matki Bożej i książki o objawieniach w Medziugorju, nie mając wątpliwości co do ich autentyczności. Wierzyłem, że Matka Boża naprawdę się ukazuje, ale nie przyszło mi do głowy, aby samemu udać się na pielgrzymkę. Dla mnie Medziugorje było bardzo daleko. Zresztą, ze swojego kraju najdalej wyjeżdżałem do sąsiedniej Słowacji.

- Jednak przyjechał ksiądz do Medziugorja. Jak to się stało?

- Przyjechałem z grupą pielgrzymów, którą przywiózł dr Mraciek. Czułem, że Bóg tam mnie wzywa, ale jako student nie miałem zbyt wiele pieniędzy i nie było mi łatwo sfinansować taki wyjazd. Dzięki Bogu, dostałem zniżkę i mogłem pojechać. Pojechałem z wielką nadzieją, nie wiedząc co się wydarzy. Zadawałem sobie pytanie co będę robić między tymi wszystkimi świętymi osobami. Ludzie opowiadali mi o adoracjach odbywających się w Medziugorju, byłem więc bardzo szczęśliwy, że pierwszy raz w życiu będę na takiej adoracji. Bardzo byłem jednak zmęczony i całą adorację przespałem. Powiedziałem: „Boże wybacz mi”.

- Czy był ksiądz na kolejnej adoracji?

- Tak, w czasie tej adoracji przeżyłem najpiękniejsze chwile swojego życia. Wydarzyło się coś, czego do dzisiaj nie mogę zrozumieć. W czasie adoracji śpiewali chłopcy ze Wspólnoty Cenacolo i w pewnej chwili przestałem widzieć oczami, a zacząłem widzieć sercem. Zobaczyłem otwarte niebo i olbrzymie fale łaski, spływające na wszystkich ludzi będących na adoracji. I widziałem jak na wszystkich ludzi spływa łaska, i że wszyscy razem powiązani jesteśmy z niebem, a wszystko to w obliczu wielkiej miłości Boga. Nigdy nie myślałem, że coś takiego może się zdarzyć, nie wiem jak długo to trwało, ile czasu minęło, może pół minuty, jedna sekunda, a może 10 sekund… Całkowicie nie czułem otoczenia, a kiedy się ocknąłem, zobaczyłem gdzie jestem – w Medziugorju, przed Najświętszym Sakramentem. Płakałem ze szczęścia i radości, jak nigdy w życiu. Łzy same mi płynęły i nie mogłem ich powstrzymać.

- Co działo się później?

- Powiedziałem: „Dziękuję Ci Boże za to, co przeżyłem”. Nie wiedziałem, że za jakieś 5-10 minut to znów się powtórzy. Ten drugi raz był znacznie bardziej intensywny, poczułem że stoję przed Chrystusem i jeśli jednym słowem miałbym opisać nieskończonego Boga, powiedziałbym, że jest to przyjaciel, przyjaciel, który wszystko rozumie, który wie dlaczego zgrzeszyłem. On wie przez jakie cierpienia w życiu przeszedłem i pierwszą rzeczą, jaką Jezus mi powiedział było: „Dlaczego nie lubisz samego siebie?” Od dziecka miałem kompleks niższości, nie mogłem siebie zaakceptować, nie lubiłem siebie, a Jezus powiedział mi wówczas: „Właśnie takiego jakim jesteś, takiego Cię pragnę i potrzebuję i takiego Cię kocham”. Byłem szczęśliwy, a moje wnętrze jakby wołało: „Jezu, powiedz czego ode mnie chcesz? Co tylko zechcesz, nawet jeśli jest to najtrudniejsze w świecie, zrobię to.” Studiowałem wtedy maszynoznawstwo, byłem na czwartym roku, zdecydowałem się jednak opuścić uczelnię i pójść do seminarium, studiować teologię i zostać księdzem. Powiedziałem: „Jezu chcę żyć dla Ciebie”. Czułem jednak jak Jezus mówi mi, abym skończył szkołę. I tak się stało. Ukończyłem maszynoznawstwo, powołanie kapłańskie dojrzało we mnie i zostałem księdzem.

- Kiedy odprawił ksiądz swoją pierwszą Mszę?

- Swoją pierwszą Mszę świętą odprawiłem 24 czerwca 2007 roku. Chociaż w ogóle wcześniej tego nie planowałem, spostrzegłem później, że 24 czerwca był dniem pierwszych objawień Matki Bożej w Medziugorju.

- Czy dzięki księdza pielgrzymce do Medziugorja i powołaniu kapłańskiemu zmieniło się coś w księdza rodzinie? Powiedział ksiądz, że był ateistą.

- Gdy po raz pierwszy przyjechałem do Medziugorja, byłem już wierzący i chodziłem na Msze święte. Pierwsze spotkanie z Medziugorjem całkowicie zmieniło moje życie, a stopniowo również moją rodzinę. Choć chodziłem na Msze święte, wiele się nie modliłem. Na pierwszej pielgrzymce kupiłem figurkę Matki Bożej, w domu klęczałem potem i odmawiałem różaniec. Mam dwóch braci, którzy są ateistami, ale jako bracia bardzo się kochamy. Pewnego dnia przyszedł mój brat i zobaczył jak na kolanach modlę się przed figurką Matki Bożej. Był zaskoczony, powiedział, że zwariowałem. Nie zwracałem uwagi na to co mówił i co myślał.

- Jakie znaczenie ma Medziugorje w księdza życiu i służbie kapłańskiej?

- Kiedy przyjeżdżałem, poczułem, że jest to miejsce pełne miłości. Widziałem jak w wielu ludziach na nowo rozpoczyna się ich wiara. I stwierdziłem, że kiedy będę księdzem, pojadę z wiernymi do Matki Bożej. Przyjeżdżając z nimi, czułem jak się zmieniają, jak ich wiara staje się silniejsza. Teraz po raz trzeci przywiozłem pielgrzymów ze swojej parafii. Przyjechali czterema autobusami. Pierwszy raz przyjechałem z dwoma autobusami wiernych, tak samo po raz drugi.

- Jak przeżywa ksiądz orędzia Matki Bożej?

- Gdy za pierwszym razem przyjechałem do Medziugorja, powiedziałem sobie, że chcę żyć zgodnie z tym wszystkim, co Matka Boża przekazuje w swoich orędziach. Prosiłem Boga, aby dał mi siłę, abym mógł to uczynić i zacząłem odmawiać różaniec trzy razy dziennie. Początkowo było to łatwe, ale później każda modlitwa była coraz trudniejsza i pytałem siebie dlaczego nie potrafię się modlić, co jest nie tak? Byłem nieszczęśliwy, myślałem, że jest to moja wina. Po kilku latach dowiedziałem się, że jest to normalne, nawet Ojcowie Kościoła wskazywali na to, że kapłani przechodzą w modlitwie przez pustynię. Ale wytrzymałem. I z dnia na dzień podjąłem decyzję, że w każdą środę i piątek będę pościł o chlebie i wodzie. Każdego dnia, również zanim wstąpiłem do seminarium, byłem na Mszy świętej. Matka Boża pragnie, abyśmy każdego dnia czytali Biblię, co wcześniej mi się nie udawało. Zacząłem parę lat później, kiedy wstąpiłem do seminarium. Codziennie odmawiam modlitwę brewiarzową. Każdego dnia przez co najmniej pół godziny mamy osobistą adorację Najświętszego Sakramentu, jestem kapłanem w parafii, w której wiara jest bardzo żywa.

- Co zaleciłby nam ksiądz, mieszkającym tutaj, a także innym pielgrzymom?

- Wszystkim polecam rozpoczęcie życia zgodnego z orędziami Matki Bożej, ponieważ Ona wie, że chcemy być radośni i pragniemy mieć szczęśliwe życie. Matka Boża wie, jaka droga do tego prowadzi, Jej drogą jest Jezus Chrystus, który pragnie nas prowadzić dając swoje wskazówki. Nasze życie może znaleźć się na drodze Chrystusa tylko jeśli się modlimy, jeśli modlimy się żarliwie. Bądźcie wdzięczni, że Matka Boża wybrała to miejsce i wszystko co Ona powie, przeżywajcie sercem. Spoczywa na Was wielka odpowiedzialność, ponieważ wszyscy oczekują od Was, że będziecie dawać przykład, który można naśladować. To Wy musicie być przykładem dla świata.

artykuł zaczerpnięty ze strony: http://www.medjugorje.org.pl/


poniedziałek, 10 stycznia 2011

Matka Boza powiedziala do nas ...

Jestem Matką wszystkich

...Pamiętam, że któregoś dnia spytaliśmy Ją, dlaczego jest tak piękna. Uśmiechnęła się do nas i powiedziała: Bo kocham. Zrozumieliśmy wtedy, jak ważna jest miłość. Ona jest pełna miłości. Od samego początku czuliśmy w Niej tę wielką miłość; każdego dnia zbliżałam się do Niej coraz bardziej i sama poczułam, że kocham Ją coraz mocniej. Gdy czujesz Jej miłość, ogromną wspaniałą, chcesz jej każdego dnia coraz więcej. Każde spotkanie z Nią jest piękne i inne, każdego dnia tyle się uczę. Jej miłość jest tak wielka
— nie tylko do mnie, lecz do każdej osoby na świecie”
Marija mówi, że przypomina sobie jeden szczególny dzień, kiedy to wiele ludzi powiedziało: „Och, wy; widzący, macie takie szczęście. Matka Boża tak was kocha”. Wspomina o tym następująco: „Tego dnia podczas objawienia Matka Boża powiedziała mi: Pamiętaj, jestem Matką wszystkich. Uświadomiła mi, że nawet w stosunku do osób, które Jej nie rozumieją, nie kochają Jej czy nie akceptują z powodu rozmaitych wierzeń, w jakich zostały wychowane, ma Ona dla nich tę samą miłość jak w stosunku do mnie, która Ją widzi codziennie. Ona jest prawdziwą matką, ale mocniej kochającą. Często widzimy, że matka kocha jedno dziecko bardziej niż drugie — jednak z Matką Bożą jest inaczej. Ona istotnie rozumie i kocha każdą i każdego z nas w ten sam sposób — miłością szczególną, niebiańską”.(1)

Marija Pavlović-Lunetti*

sobota, 8 stycznia 2011

Swiadectwo

Na początku pragnę przedstawić się. Mam na imię Karolina, urodziłam się w Polsce, lecz większą część swojego życia spędziłam w Kanadzie.

Obecnie mam 27 lata i od roku mieszkam w Warszawie. Od dziecka wychowywała mnie moja babcia, wpajając wartości religijne. Wspólnie z nami w naszym domu mieszkała ciocia, siostra mojej mamy. Ona również włączała się w moje wychowywanie, pomagając babci. Ciocia do chwili obecnej zupełnie nie interesuje się kościołem. Zycie jej nie ma nic wspólnego z wiara katolicką.

Moja mama bardzo młodo urodziła mnie, a tata mój zmarł mi kiedy miałam 3 lata. Był narkomanem i prawdopodobnie przedawkował narkotyki. Poszukuję wciąż prawdy o nim i zastanawiam się czy tak było faktycznie. Moja mama wyjechała do Kanady również kiedy miałam 3 lata zostawiając mnie na wychowanie mojej babci i cioci.

Byłam mała wiec niewiele pamiętam z tamtego okresu. Nie potrafię określić co czułam i myślałam o tym, że zostaje sama bez mamy na kilka lat. Na ile pamiętam dzieciństwo miałam spokojne i nic mi nie brakowało. Jednak nie miałam przy sobie swoich rodziców. Mimo cierpienia, pamiętam, że odczuwałam obecność Boga w swoim życiu. Miałam świadomość Jego bliskości, wiem że to On mnie prowadził.

Z tamtego trudnego okresu pamiętam, jak wiele lęku miałam w sobie. Bałam się rozmawiać z moja rodzina o tym co przeżywam i co czuję. Odczuwałam dystans do rodziny, najbardziej do Cioci, bałam się jej. Moja ciocia była despotyczna i wybuchowa, wzbudzała lęk. I to właśnie te dwie kobiety wychowywały mnie. Stąd też już od dzieciństwa przywiązywałam się do kobiet i nie potrafiłam nawiązać z nimi zdrowej relacji. Wciąż szukałam u nich miłości, której nie otrzymałam od mamy.

Dopiero w 10 roku swojego życia wyjechałam do Kanady, aby zamieszkać z moja mamą. Pamiętam ten moment do dziś. Ona czekała na mnie, tam na lotnisku. Ja natomiast jeszcze jako małe dziecko musiałam rozpoznać ją. Nie pamiętałam dokładnie jej wyglądu, miałam tylko zdjęcie które wcześniej wysyłała naszej rodzinie.

Gdy zamieszkałam już w Kanadzie z moja Mamą, ona wciąż zmieniała swoich partnerów. Wszystko to było dla mnie strasznie trudne. Nie mogłam pojąć czemu wciąż jakiś nowy mężczyzna w naszym domu. Czułam w sobie głód miłości do prawdziwego ojca. Szukałam tego uczucia, tej bliskości i do dziś nikt nie potrafił mi zaspokoić go.

Cierpiałam bardzo, kolejny raz czułam się odrzucona i nie kochana. Tak naprawdę tam też (kolejny już raz) nie miałam nic do powiedzenia. Nikt mnie nie pytał o zdanie, nikt nie interesował się mną, dla nikogo nie byłam ważna.

Kiedy obecny partner mamy wprowadził się do nas by na stałe zamieszkać z nami rozpoczął się największy dramat mojego życia. Dermyt (partner mamy) zaczął nami pomiatać i decydować o wszystkim. Był bardzo zmienny i nigdy nie można było przewidzieć jego zachowania. Z jednej strony mówił że mnie kocha a z drugiej strony przezywał, nie przebierając w słowach. Był wulgarny i okrutny. Strasznie bałam się go i stopniowo wpadłam w depresje nie widząc wyjścia z tej koszmarnej sytuacji. Miałam dopiero 16 lat. Ten człowiek zastraszył mnie tak, że nie miałam odwagi normalnie poruszać się po mieszkaniu, czy też wyjść z domu. On mnie ograniczał i zniewalał. Ten lęk był tak głęboki, że w szkole także bałam się wszystkich, chodziłam korytarzami, jak gdyby martwa. Nie było we mnie życia. Wciąż uciekałam i maskowałam się przed ludźmi.

W sercu miałam żal do mamy, że mnie nie broniła patrząc jak Dermyt znęca się nade mną. Teraz wiem, że ona również bała się tego człowieka. Najbardziej liczyły się pieniądze. W naszym domu wciąż były kłótnie i krzyki. Wstydziłam się przyprowadzić kogokolwiek do domu. Zaczęłam więc uciekać, izolować się. Początkowo szukałam pomocy u naszej sąsiadki. Razem z nią też jeździłam na Msze Świętą. Pamiętam że przed sąsiadką jedynie otwierałam swoje serce.

Stopniowo jednak zaczęłam wchodzić w złe towarzystwo: paliłam papierosy, potem trawkę, piłam alkohol i błąkałam się po ulicy miasta marnując czas. Uważam, że przebywając wiele godzin u innych ludzi odbierałam im spokój. Moja mam dużo pracowała, a w wolnych chwilach piła z Dermytem, nie wiedząc i nie kontrolując gdzie przebywam.

Z czasem mama zdecydowała że przeprowadzimy się do mieszkania jej partnera. Wtedy Dermyt osiągnął całkowitą władzę nad nami. Sprzedał nasze wcześniejsze mieszkanie. Żyłyśmy z mamą jak dwie jego niewolnice. Pewnego razu w potwornej złości chwycił mnie silnie za gardło, myślałam że to już koniec, że mnie zadusi. Wiedziałam że dłużej nie wytrzymam tak żyć. Na tym zakończył się mój pobytu w rodzinnym domu. Wyprowadziłam się do akademika chcąc odciąć się od przemocy. Psychicznie dłużej nie mogłam tam wytrzymać.

Jednak wszystko to nie było takie prosto. Nie mogłam tak łatwo rozstać się z domem. Dermyt pisał do mnie wciąż maile, dzwonił i zastraszał nakazując powrót. Nadal żyłam w lęku, nie mając pewności, co on wymyśli. Po ukończeniu studiów wyjechałam za granice szukając pracy. Początkowo byłam w Szwajcarii, późnej w Irlandii. Chciałam zarobić trochę pieniędzy, by spłacić swoje długi.

Dziś wiem, że były to ucieczki przed ludźmi i przed sobą samą. Dopiero rodzina z Irlandii u której pracowałam uświadomiła mi że mam problem z alkoholem i muszę leczyć się. Zdecydowali, że mnie zwolnią, że muszę opuścić ich dom. Było to kolejnym trudnym doświadczeniem dla mnie. Był to też wyraźny znak Boga. Nie mogłam dłużej tak żyć pogrążając się każdego dnia w alkoholu. Postanowiłam szukać ratunku.

Powróciłam do Wrocławia (gdzie wychowywałam się), zadzwoniłam do znajomego kolegi z Kanady. Michała wtedy opowiedział mi o jednej Siostrze, którą poznał wcześniej w Medugorje. Powiedział, że s. Róża przyjeżdża też do Polski. Prosił, bym skontaktowała się z siostrą.

Zadzwoniłam na podany tel, okazało się, że s.Róża w najbliższych dniach planuje przyjazd do Lichenia. Umówiłyśmy się na to spotkanie. Bardzo bałam się spotkania i rozmowy. Czułam lęk przed siostrą, że mnie pozna. Uważałam że potępi mnie, przekreśli i odrzuci.

Przeciwnie, gdy zobaczyłam s. Róże i ten uśmiech, który promieniował, pomyślałam: Bóg przysłał mi „anioła”. Siostra była uśmiechnięta, spokojna i ubrana na biało. Lęk trochę minął, zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiedziałam siostrze o moim cierpieniu, o mojej rodzinie, o problemach. Interesowała mnie wspólnota Cenacolo. Michał wcześniej wspominał o tej wspólnocie dla ludzi młodych z problemami. Wtedy też dowiedziałam się na czym polega praca siostry. s. Róża właśnie pomaga młodym ludziom, poranionym i zagubionym. Pomaga również wstąpić do tej wspólnoty o której słyszałam.

Zrozumiałam, że Bóg mnie tam wzywa. Zgodziłam się na wyjazd z Polski. Po tygodniu byłam już z siostrą w drodze do Medugorje.

Tam nie tylko jest wspólnota Cenacolo, ale Matka Boża codziennie objawia się osobom widzącym. Zrozumiałam, że nie jestem już sama, że Matka Boża zaprasza mnie do siebie. Ale jak to możliwe, nie rozumiałam! Mogę teraz godzinami opisywać to, co tam przeżyłam i czego doświadczyłam. Nigdy nie czułam takiego pokoju w sercu i takiej autentycznej miłości. Właśnie tam wszystkie słabości i grzechy zostały mi odpuszczone.

W Medugorje nie musiałam już zakładać maski, nie musiałam grać i udawać kogoś kim tak naprawdę nigdy nie byłam. Doświadczyłam tam, ogromnej życzliwości, spotkani ludzie akceptowali mnie taka, jaką byłam.

W Medugorje wszystko jest ogromną łaską, nawet możliwość spowiedzi w każdym języku. To doświadczenie wyraźnie pokazało mi, że Bóg jest dla wszystkich. Tak naprawdę to my wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami niezależne skąd pochodzimy i kim jesteśmy. Dzięki Medugorje poznałam wielu wspaniałych kapłanów, którzy pomogli mi, kiedy potrzebowałam modlitwy rozmowy, spowiedzi. Zawdzięczam wiele ks. Darkowi z Kanady, który otworzył mi swoje serce, jako przyjaciel i czuły Ojciec. Jego spontaniczność i ogromna radość oraz humor, który posiada mogą czynić cuda. Za to Chwała Panu.

Muszę dodać, ze s. Róża była pierwsza osobą która okazała mi wiele prawdziwej, macierzyńskiej miłości. Dzięki siostrze zobaczyłam i poznałam Matkę Bożą. Uważam, że one są bardzo podobne do siebie. Siostra była dla mnie czuła, cierpliwa i wyrozumiała. Nie odrzucała mnie kiedy odkrywałam jej prawdę o sobie, kiedy mówiłam o grzechach i błędach. To właśnie przed siostrą otworzyłam cząstkę swojej duszy. Zaufałam jej i czułam że Bóg jest bliżej mnie.

W maju 2007r po zakończeniu kolokwi przygotowujących mnie wstąpiłam do wspólnoty Cenacolo w Italii. Strasznie bałam się wyjechać tam w nieznane miejsce. Bałam się poznać kolejne, nowe osoby. Tak wiele kosztowało mnie otwieranie mojego serca i moich ran na nowo.

Najbardziej jednak bałam się rozstania z siostra Przez 3 miesiące wspólnie spędzone w Medugorje była dla mnie matką. Pokochałam ją i zżyłam się z nią bardzo mocno.

Musiałam jednak rozstać się z Medugorje, z pięknymi adoracjami, z s. Różą i z ludźmi których tam pokochałam (słuchałam ich świadectw- które poruszały serce).

W Cenacolo byłam 10 miesięcy. Na początku chciałam uciec, walczyłam sama ze sobą i z dziewczynami, które żyły obok mnie. Bałam się mówić o sobie, wstydząc się swojej przeszłości. Często nawet wyżywałam się na dziewczynach. Nie ufałam im, myślałam ze chcą dla mnie źle. Powoli zaczęłam jednak otwierać się i akceptować siebie ze wszystkimi wadami i słabościami. Zobaczyłam z czasem ze te dziewczyny ze wspólnoty miały podobne problemy i rozumieją mnie. Doceniały szczerość, to że starałam się mówić prawdę o sobie. Pokochały mnie ze wszystkim, taką jaką byłam.

Stopniowo zżyłam się ze wspólnotą, z dziewczynami, które tam spotkałam. Jeżeli jest taka wola Boża, to powrócę tam jeszcze kiedyś. Zawierzam Bogu wszystkie moje plany, pragnienia, które noszę głęboko w sercu, oraz chęć wyjazdu na Misje. Tak bardzo pragnę żyć w bliskości Jezusa. W modlitwie każdego dnia proszę by wypełnia się Jego Wola.

Na koniec świadectwa, życzę wszystkim odwagi, abyście nie bali się trwać w Jezusie! Otwórzcie drzwi waszego serca Chrystusowi, nie lękajcie się.

Karolina