sobota, 8 stycznia 2011

Swiadectwo

Na początku pragnę przedstawić się. Mam na imię Karolina, urodziłam się w Polsce, lecz większą część swojego życia spędziłam w Kanadzie.

Obecnie mam 27 lata i od roku mieszkam w Warszawie. Od dziecka wychowywała mnie moja babcia, wpajając wartości religijne. Wspólnie z nami w naszym domu mieszkała ciocia, siostra mojej mamy. Ona również włączała się w moje wychowywanie, pomagając babci. Ciocia do chwili obecnej zupełnie nie interesuje się kościołem. Zycie jej nie ma nic wspólnego z wiara katolicką.

Moja mama bardzo młodo urodziła mnie, a tata mój zmarł mi kiedy miałam 3 lata. Był narkomanem i prawdopodobnie przedawkował narkotyki. Poszukuję wciąż prawdy o nim i zastanawiam się czy tak było faktycznie. Moja mama wyjechała do Kanady również kiedy miałam 3 lata zostawiając mnie na wychowanie mojej babci i cioci.

Byłam mała wiec niewiele pamiętam z tamtego okresu. Nie potrafię określić co czułam i myślałam o tym, że zostaje sama bez mamy na kilka lat. Na ile pamiętam dzieciństwo miałam spokojne i nic mi nie brakowało. Jednak nie miałam przy sobie swoich rodziców. Mimo cierpienia, pamiętam, że odczuwałam obecność Boga w swoim życiu. Miałam świadomość Jego bliskości, wiem że to On mnie prowadził.

Z tamtego trudnego okresu pamiętam, jak wiele lęku miałam w sobie. Bałam się rozmawiać z moja rodzina o tym co przeżywam i co czuję. Odczuwałam dystans do rodziny, najbardziej do Cioci, bałam się jej. Moja ciocia była despotyczna i wybuchowa, wzbudzała lęk. I to właśnie te dwie kobiety wychowywały mnie. Stąd też już od dzieciństwa przywiązywałam się do kobiet i nie potrafiłam nawiązać z nimi zdrowej relacji. Wciąż szukałam u nich miłości, której nie otrzymałam od mamy.

Dopiero w 10 roku swojego życia wyjechałam do Kanady, aby zamieszkać z moja mamą. Pamiętam ten moment do dziś. Ona czekała na mnie, tam na lotnisku. Ja natomiast jeszcze jako małe dziecko musiałam rozpoznać ją. Nie pamiętałam dokładnie jej wyglądu, miałam tylko zdjęcie które wcześniej wysyłała naszej rodzinie.

Gdy zamieszkałam już w Kanadzie z moja Mamą, ona wciąż zmieniała swoich partnerów. Wszystko to było dla mnie strasznie trudne. Nie mogłam pojąć czemu wciąż jakiś nowy mężczyzna w naszym domu. Czułam w sobie głód miłości do prawdziwego ojca. Szukałam tego uczucia, tej bliskości i do dziś nikt nie potrafił mi zaspokoić go.

Cierpiałam bardzo, kolejny raz czułam się odrzucona i nie kochana. Tak naprawdę tam też (kolejny już raz) nie miałam nic do powiedzenia. Nikt mnie nie pytał o zdanie, nikt nie interesował się mną, dla nikogo nie byłam ważna.

Kiedy obecny partner mamy wprowadził się do nas by na stałe zamieszkać z nami rozpoczął się największy dramat mojego życia. Dermyt (partner mamy) zaczął nami pomiatać i decydować o wszystkim. Był bardzo zmienny i nigdy nie można było przewidzieć jego zachowania. Z jednej strony mówił że mnie kocha a z drugiej strony przezywał, nie przebierając w słowach. Był wulgarny i okrutny. Strasznie bałam się go i stopniowo wpadłam w depresje nie widząc wyjścia z tej koszmarnej sytuacji. Miałam dopiero 16 lat. Ten człowiek zastraszył mnie tak, że nie miałam odwagi normalnie poruszać się po mieszkaniu, czy też wyjść z domu. On mnie ograniczał i zniewalał. Ten lęk był tak głęboki, że w szkole także bałam się wszystkich, chodziłam korytarzami, jak gdyby martwa. Nie było we mnie życia. Wciąż uciekałam i maskowałam się przed ludźmi.

W sercu miałam żal do mamy, że mnie nie broniła patrząc jak Dermyt znęca się nade mną. Teraz wiem, że ona również bała się tego człowieka. Najbardziej liczyły się pieniądze. W naszym domu wciąż były kłótnie i krzyki. Wstydziłam się przyprowadzić kogokolwiek do domu. Zaczęłam więc uciekać, izolować się. Początkowo szukałam pomocy u naszej sąsiadki. Razem z nią też jeździłam na Msze Świętą. Pamiętam że przed sąsiadką jedynie otwierałam swoje serce.

Stopniowo jednak zaczęłam wchodzić w złe towarzystwo: paliłam papierosy, potem trawkę, piłam alkohol i błąkałam się po ulicy miasta marnując czas. Uważam, że przebywając wiele godzin u innych ludzi odbierałam im spokój. Moja mam dużo pracowała, a w wolnych chwilach piła z Dermytem, nie wiedząc i nie kontrolując gdzie przebywam.

Z czasem mama zdecydowała że przeprowadzimy się do mieszkania jej partnera. Wtedy Dermyt osiągnął całkowitą władzę nad nami. Sprzedał nasze wcześniejsze mieszkanie. Żyłyśmy z mamą jak dwie jego niewolnice. Pewnego razu w potwornej złości chwycił mnie silnie za gardło, myślałam że to już koniec, że mnie zadusi. Wiedziałam że dłużej nie wytrzymam tak żyć. Na tym zakończył się mój pobytu w rodzinnym domu. Wyprowadziłam się do akademika chcąc odciąć się od przemocy. Psychicznie dłużej nie mogłam tam wytrzymać.

Jednak wszystko to nie było takie prosto. Nie mogłam tak łatwo rozstać się z domem. Dermyt pisał do mnie wciąż maile, dzwonił i zastraszał nakazując powrót. Nadal żyłam w lęku, nie mając pewności, co on wymyśli. Po ukończeniu studiów wyjechałam za granice szukając pracy. Początkowo byłam w Szwajcarii, późnej w Irlandii. Chciałam zarobić trochę pieniędzy, by spłacić swoje długi.

Dziś wiem, że były to ucieczki przed ludźmi i przed sobą samą. Dopiero rodzina z Irlandii u której pracowałam uświadomiła mi że mam problem z alkoholem i muszę leczyć się. Zdecydowali, że mnie zwolnią, że muszę opuścić ich dom. Było to kolejnym trudnym doświadczeniem dla mnie. Był to też wyraźny znak Boga. Nie mogłam dłużej tak żyć pogrążając się każdego dnia w alkoholu. Postanowiłam szukać ratunku.

Powróciłam do Wrocławia (gdzie wychowywałam się), zadzwoniłam do znajomego kolegi z Kanady. Michała wtedy opowiedział mi o jednej Siostrze, którą poznał wcześniej w Medugorje. Powiedział, że s. Róża przyjeżdża też do Polski. Prosił, bym skontaktowała się z siostrą.

Zadzwoniłam na podany tel, okazało się, że s.Róża w najbliższych dniach planuje przyjazd do Lichenia. Umówiłyśmy się na to spotkanie. Bardzo bałam się spotkania i rozmowy. Czułam lęk przed siostrą, że mnie pozna. Uważałam że potępi mnie, przekreśli i odrzuci.

Przeciwnie, gdy zobaczyłam s. Róże i ten uśmiech, który promieniował, pomyślałam: Bóg przysłał mi „anioła”. Siostra była uśmiechnięta, spokojna i ubrana na biało. Lęk trochę minął, zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiedziałam siostrze o moim cierpieniu, o mojej rodzinie, o problemach. Interesowała mnie wspólnota Cenacolo. Michał wcześniej wspominał o tej wspólnocie dla ludzi młodych z problemami. Wtedy też dowiedziałam się na czym polega praca siostry. s. Róża właśnie pomaga młodym ludziom, poranionym i zagubionym. Pomaga również wstąpić do tej wspólnoty o której słyszałam.

Zrozumiałam, że Bóg mnie tam wzywa. Zgodziłam się na wyjazd z Polski. Po tygodniu byłam już z siostrą w drodze do Medugorje.

Tam nie tylko jest wspólnota Cenacolo, ale Matka Boża codziennie objawia się osobom widzącym. Zrozumiałam, że nie jestem już sama, że Matka Boża zaprasza mnie do siebie. Ale jak to możliwe, nie rozumiałam! Mogę teraz godzinami opisywać to, co tam przeżyłam i czego doświadczyłam. Nigdy nie czułam takiego pokoju w sercu i takiej autentycznej miłości. Właśnie tam wszystkie słabości i grzechy zostały mi odpuszczone.

W Medugorje nie musiałam już zakładać maski, nie musiałam grać i udawać kogoś kim tak naprawdę nigdy nie byłam. Doświadczyłam tam, ogromnej życzliwości, spotkani ludzie akceptowali mnie taka, jaką byłam.

W Medugorje wszystko jest ogromną łaską, nawet możliwość spowiedzi w każdym języku. To doświadczenie wyraźnie pokazało mi, że Bóg jest dla wszystkich. Tak naprawdę to my wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami niezależne skąd pochodzimy i kim jesteśmy. Dzięki Medugorje poznałam wielu wspaniałych kapłanów, którzy pomogli mi, kiedy potrzebowałam modlitwy rozmowy, spowiedzi. Zawdzięczam wiele ks. Darkowi z Kanady, który otworzył mi swoje serce, jako przyjaciel i czuły Ojciec. Jego spontaniczność i ogromna radość oraz humor, który posiada mogą czynić cuda. Za to Chwała Panu.

Muszę dodać, ze s. Róża była pierwsza osobą która okazała mi wiele prawdziwej, macierzyńskiej miłości. Dzięki siostrze zobaczyłam i poznałam Matkę Bożą. Uważam, że one są bardzo podobne do siebie. Siostra była dla mnie czuła, cierpliwa i wyrozumiała. Nie odrzucała mnie kiedy odkrywałam jej prawdę o sobie, kiedy mówiłam o grzechach i błędach. To właśnie przed siostrą otworzyłam cząstkę swojej duszy. Zaufałam jej i czułam że Bóg jest bliżej mnie.

W maju 2007r po zakończeniu kolokwi przygotowujących mnie wstąpiłam do wspólnoty Cenacolo w Italii. Strasznie bałam się wyjechać tam w nieznane miejsce. Bałam się poznać kolejne, nowe osoby. Tak wiele kosztowało mnie otwieranie mojego serca i moich ran na nowo.

Najbardziej jednak bałam się rozstania z siostra Przez 3 miesiące wspólnie spędzone w Medugorje była dla mnie matką. Pokochałam ją i zżyłam się z nią bardzo mocno.

Musiałam jednak rozstać się z Medugorje, z pięknymi adoracjami, z s. Różą i z ludźmi których tam pokochałam (słuchałam ich świadectw- które poruszały serce).

W Cenacolo byłam 10 miesięcy. Na początku chciałam uciec, walczyłam sama ze sobą i z dziewczynami, które żyły obok mnie. Bałam się mówić o sobie, wstydząc się swojej przeszłości. Często nawet wyżywałam się na dziewczynach. Nie ufałam im, myślałam ze chcą dla mnie źle. Powoli zaczęłam jednak otwierać się i akceptować siebie ze wszystkimi wadami i słabościami. Zobaczyłam z czasem ze te dziewczyny ze wspólnoty miały podobne problemy i rozumieją mnie. Doceniały szczerość, to że starałam się mówić prawdę o sobie. Pokochały mnie ze wszystkim, taką jaką byłam.

Stopniowo zżyłam się ze wspólnotą, z dziewczynami, które tam spotkałam. Jeżeli jest taka wola Boża, to powrócę tam jeszcze kiedyś. Zawierzam Bogu wszystkie moje plany, pragnienia, które noszę głęboko w sercu, oraz chęć wyjazdu na Misje. Tak bardzo pragnę żyć w bliskości Jezusa. W modlitwie każdego dnia proszę by wypełnia się Jego Wola.

Na koniec świadectwa, życzę wszystkim odwagi, abyście nie bali się trwać w Jezusie! Otwórzcie drzwi waszego serca Chrystusowi, nie lękajcie się.

Karolina

1 komentarz:

  1. Pozdrawiam serdecznie Karoline. Doświadczyłaś wielkiej łaski. Bóg wyprowadził ciebie z domu niewoli, a teraz już wspólnie z nim idziesz przez życie

    OdpowiedzUsuń