piątek, 18 stycznia 2013

By Bóg nas wysłuchał

Brakuje nam łaski uświecajacej ... Wątpliwośc czesto budzi w nas określenie, ze źli jestesmy. Oczywiście nie chodzi o to, że jesteśmy źli jako tacy, albo, jeszcze gorzej, że Bóg zachowuje się jak toksyczny rodzic, który nie daje dziecku obiadu, bo przyniosło ze szkoły jedynkę zamiast szóstki. Każdy z nas jest jedynym, wyjątkowym, ukochanym i dobrym dzieckiem Boga — przecież w opisie stworzenia jest napisane: „i widział Bóg, że wszystko, co stworzył, było bardzo dobre”. „Źli” oznacza tutaj natomiast tyle, co „grzeszni”. Nie ma tu miejsca na długi wykład na temat, czym jest grzech, dlatego napiszę jedynie skrótowo, że jest to świadome i dobrowolne odrzucenie miłości Boga. A więc słowo „źli” należy w tym powiedzeniu rozumieć w ten sposób, że zanim zaczęliśmy Boga o coś prosić, sami nie zrobiliśmy tego, o co On nas prosił — na przykład o naszą miłość, o poświęcenie Mu czasu, o nieskrzywdzenie drugiego człowieka, o pomoc komuś, kto jej akurat potrzebował... I może się zdarzyć, że to jest właśnie powód, dla którego z kolei nasza prośba nie zostaje wysłuchana. Mam nadzieję, że teraz jest to już jaśniejsze — jeśli odrzuciliśmy miłość Boga, powiedzieliśmy mu świadomie „nie”, to jakby „nie nadajemy na tych samych falach”. Niewysłuchanie naszej modlitwy to nie jest złośliwość Boga, tylko po prostu nie mamy z Nim wspólnego języka, jak małżeństwo po wielkiej kłótni. Proszenie kogoś o coś bez pogodzenia się, jeśli wcześniej się z nim strasznie pokłóciło, nie działa nawet w relacjach z drugim człowiekiem, a Bóg jest przecież bardzo konkretną Osobą. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie... Co zrobić w takiej sytuacji? Przyznać, że się zrobiło źle, i przeprosić, a więc w odniesieniu do Boga — pójść do spowiedzi, a przynajmniej uznać swój grzech i za niego żałować, jeśli ze względu na jakieś okoliczności wiemy, że nie możemy liczyć na rozgrzeszenie, i nie mamy na razie pomysłu na wyjście z tej sytuacji. No i oczywiście prosić Pana Boga, aby pomógł nam takie wyjście znaleźć.. prosimy o złe rzeczy „O złe rzeczy” — jest to bardzo obszerne zagadnienie, ale najbardziej skrótowo można je ująć w taki sposób, że Bóg wie lepiej od nas, co jest dla nas dobre. To stwierdzenie budzi instynktowny sprzeciw, a jednak z reguły to my sami najmniej wiemy, co jest dla nas dobre; często trafniej oceniają naszą sytuację nasi przyjaciele i otoczenie, a co dopiero Bóg, który wie wszystko. Tymczasem my najczęściej wymyślamy w szczegółach dokładny plan, a Panu Bogu mówimy: „Zrealizuj to, a jak nie, to znaczy, że mnie nie kochasz”. Ale ten plan niekoniecznie da nam szczęście, nawet jeśli w tej chwili jesteśmy całkowicie przekonani, że właśnie tak. Możemy bowiem rozpoznawać coś jako dobre dla nas, podczas gdy nie będzie to rzeczywistym dobrem, tylko wręcz przeciwnie — złem. Na przykład zakochana dziewczyna często nie wyobraża sobie w ogóle życia bez ukochanego mężczyzny, ale przecież nie oznacza to, że ich związek na pewno da im obojgu szczęście — mogą na przykład być zupełnie niedobrani pod względem wyznawanych zasad, charakterów i zainteresowań i ich małżeństwo byłoby pasmem nieszczęść. Tylko krowa nie zmienia poglądów, jak mawiała moja mama; plany i zainteresowania się zmieniają, a stan zakochania w jednej osobie może trwać najwyżej 5–7 lat, jak udowodnili amerykańscy biochemicy (zupełnie poważnie, był kiedyś na ten temat wyczerpujący artykuł w „Świecie Nauki”). Włosy stają mi na głowie na myśl, jak okropne by było, gdybym wyszła za mąż za niejakiego P., w którym byłam śmiertelnie zakochana w liceum. Ile czasu się modliłam, żeby został moim mężem, a teraz dziękuję Panu Bogu, że to się nie stało. A wtedy wydawało mi się to tragedią... Tak samo jak to, że wyrzucili mnie z pewnej pracy czy że nie dostałam się na studia doktoranckie. Tymczasem wkrótce moje plany życiowe się zmieniły i studia stałyby się dla mnie kulą u nogi. Dlatego jeśli modlimy się o coś konkretnego, jak dostanie się na określone studia czy odwzajemnienie uczuć przez osobę, w której się zakochaliśmy, to warto spróbować zrezygnować z upierania się przy tym, żeby stało się dokładnie tak, jak my chcemy. Lepiej zaufać i pozostawić Bogu pewną przestrzeń, po prostu zawierzyć Mu daną sprawę, relację, człowieka. Zostając przy przykładzie zakochanej dziewczyny, może ona się modlić tak: „Boże, kocham X, tęsknię za nim. Powierzam Ci jego i moją miłość. Proszę Cię o jego miłość. Ufam Ci, że będziemy mogli być razem, jeśli tylko będzie to dla nas dobre”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz